Podczas ostatniej naszej wędrówki po Rumunii, Radek, który był tam już wiele razy, ostrzegał nas przed pasterskimi psami. Podczas poprzedniej, letniej podróży Radka psy te potraktowały jego i kolegę dość drastycznie. Goniąc i gryząc. Na szczęście ucierpiał tylko bagaż i torby rowerowe.
Dobrze, że stróże owiec nie rzuciły się do nóg, a do bagaży.
Nic więc dziwnego, że malownicze stada owieczek fotografowaliśmy tylko z daleka.
Widzieliśmy gromadkę psów, która się szwendała nieopodal. One nas też widziały..... :(
Życie psa pasterskiego musi bywać nudne, bo gdy tylko zauważyły, że na nie patrzymy, skierowały się ku nam.
Troszkę czułem serce w nie swoim miejscu, gdy pierwszy krwiopijca zbliżał się do nas.
Postanowiliśmy jednak udawać głupich i nieświadomych turystów.
No i podziałało! :D
Po chwili mieliśmy całe stado (chyba 11 psiaków) po swojej stronie.
I okazało się, że rumuńskie psy pasterskie uwielbiają polskie cukierki miętowe :)
Być może inne smaki też uwielbiają, ale my tylko miętowe mieliśmy.
I znów się okazało, że nic tak nie jednoczy jak szklanka wódki albo cukierki :)
Psiaki zaprosiły nas do siebie i pozwoliły robić zdjęcia do woli :)
A na koniec, gdy cukierki się skończyły, odprowadziły nas do samochodu i wróciły do swych psich zadań :)
Przez cały czas pasterza nie widzieliśmy, chociaż dymek z jego chatki sugerował, że nie jest ona pusta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz