Było nas czworo.
Nie pisałbym za wiele, ale góry te kojarzyły mi się zawsze z pewną mroczną postacią.
Hrabią, którego imię jednym kojarzy się z czosnkiem i srebrnymi krzyżami, a innym z różowiutkimi tętnicami szyjnymi :)
Jednak Radek, znawca Rumuni, oznajmił nam, że to tylko marketing. Transylwania to równina, a zamek w górach to wymysł filmowców. Prawdziwy zamek Draculi leży na równinach.
Troszkę nas to ośmieliło i pewniej czuliśmy się chodząc po zamglonych górach. :)
Postanowiliśmy jednak szukać śladów obecności wampira, który ponoć czasem w Karpatach przebywa....
czasem mieliśmy wrażenie, że jego groźny wzrok nas z góry dotyka......
a może dobrze, że nie spotkaliśmy Jego.
Może wrócilibyśmy inni? Kto wie? :)
A to zdjęcie nie pasuje do tej opowieści.
Ale lubię je, więc pokazuję :)))
Jurku, chyba mnie trochę źle zrozumiałeś. Prawdziwy zamek Wlada Palownika, zwanego potocznie Draculą, to Cetatea Poienari i leży w górach, a nie na równinach. Ale nie jest to zamek Bran, który wygląda malowniczo i został "zaadoptowany" jako zamek Draculi dla turystów.
OdpowiedzUsuńJak Jerzy jest w transie fotografowania to On juz nic nie slyszy, wiec wcale sie nie dziwie, ze tak przekrecil historie o Draculi :-)
OdpowiedzUsuńoj, oj..... W takim razie Transylwania to równina :) Może tylko lekko górzysta z brzegu :DDD
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia, mocny klimat
OdpowiedzUsuńo la Boga
OdpowiedzUsuńdzięki kochani :)
OdpowiedzUsuń