sobota, 17 listopada 2012

Portrety ziemi

 Z właściwą sobie, wrodzoną skromnością.....

I bez cienia samouwielbienia.....

 nieśmiało...

niepompatycznie.....

 i delikatnie...

 troszkę zawstydzony.....

 zapraszam!!!!

na moją wystawę w Galerii Pestka w Poznaniu
w rotundzie, na poziomie -1

Dziękuję firmie Ogami za pomoc w wykonaniu wydruków!

poniedziałek, 29 października 2012

Kuleczki

Oj, zapuściłem bloga strasznie... :(
Tym, którzy pytają, obiecuję, że niedługo druga część kursu prania!
A dziś kilka jesiennych owoców, na powitanie jesieni :)




niedziela, 9 września 2012

Kurs prania część 1

Przebaczcie mi jeden niefotograficzny wpis. Ale tkwi to we mnie tak głęboko, że nie mogę milczeć.
Zawsze podejrzewałem że wokół prania ukartowany jest jakiś spisek. Wielki, pleciony przez gospodynie domowe wespół z feministkami! SPISEK przeciwko nam - mężczyznom! Poniżej niepodważalne dowody.

Ostatnio tak się złożyło, że w domu pozostałem sam z Zosią. Wszystkie kobiety sobie na długo wyjechały. Nie powiem. Stan to bardzo miły, długie ciche wieczory, myśli błądzące po głowie, których nikt nagłymi, wymagalnymi poleceniami nie zdmuchuje....
Ale sielanka ma drugą stronę medalu. Zrobiło się zimno, a mi skończyły się czyste skarpetki. Zwykle uprałbym sobie parę w ręce, ale akurat dziś jeden z moich palców został kontuzjowany i nie ma ochoty na romans z szarym mydłem, dużą ilością wody, pocieraniem itd. ałaaa......
Postanowiłem więc dzielnie zrobić pranie. SAM! :)
I tu zaskoczenie!

Widzieliście kiedyś panel od pralki????????
Kurde!!! Mój aparat jest ma trzy razy mniej programów i guzików! A dla amatorów ma też program zielony, na którym ogólnie zdjęcia ponoć wychodzą!


A tu co mamy?


I kto wymyśłał te piktogramy?
po co tyle programów? i guziczków?  I diodek? i do czego one służą?
By obsłużyć prosty aparat i robić zdjęcia organizuje się specjalne kursy, szkoły, ludzie za to płacą. A to tylko kilka guziczków.
A słyszeliście kiedyś o kursie prania?
To jakaś cholernie zawiła wiedza, skrzętnie przekazywana z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę i to w ścisłej tajemnicy przed męskim światem!

Ale pomyślałem sobie: "Nie dam się!"
Zebrałem wszystkie moje skarpetki, bo wiem, że zawsze są prane razem i dumny wrzuciłem do bębna :)
I pierwszy problem.
Proszek. Masakra. Tylko dwa proszki  i żaden nie pasuje!
1. nazwa + colour
2. ta sama nazwa + krystaliczna biel.

A CZARNY?! MOJE SKARPETKI SĄ CZARNE!

przecież czerń nie jest kolorem, nie mogę więc użyć żadnego z tych proszków. Bardziej bliska czerni wydaje się biel, która jest jej przeciwieństwem. Może trzeba użyć mniej proszku do białego? Dla pewności zadzwoniłem do dziecka. "Nie tato, do czarnych skarpetek proszek do kolorów". Pomyślałem:
- Logiczne! Napis na proszku po to, by nas, mężczyzn zmylić! To kolejna część spisku. - Zaufałem dziecku, sięgnąłem po proszek z napisem COLOUR.
Przez chwilę wahałem się, bo niby ile tego proszku. Na szczęście wewnątrz była miarka.
Wiem też z reklam, gdzie się to wsypuje.
Otwieram szufladkę od prali i.......
- Do jasnej cholerki! - do której przegródki mam to wsypać?
Proszek mam jeden, przegródki są trzy. Oczywiście nieopisane. Przecież wszystko jest jasne, tylko, że ja nie należę do spiskowców! Nagle zauważyłem napis na jednej z nich. Coś jak softner, chyba po angielsku.  To coś chyba o miękkości. Oczywiście! :)
- Chcę, by moje skarpetki znów były miękkie!
No to szu. Chyba coś nie poszło zgodnie z planem, bo proszku było za dużo. Znów telefon do córki:
- Wyciągnij tą szufladę, wysyp z tej przegródki proszek, wsyp do środkowej. Ta jest od płynu do płukania.
- O! - pomyślałem - sprytna spiskowa pułapka! Na szczęście w porę się zorientowałem. :) Dowiedziałem się też, że należy użyć płynu do płukania i wiem gdzie go wlać! :)
Trzecia tajemnicza komora pozostaje do dziś dla mnie wielką niewiadomą.
Radość jednak nie trwała zbyt długo.... :(
Zaraz gdy odłożyłem słuchawkę spostrzegłem pięć butelek obok pralki.
Tylko która z nich to płyn do płukania? Skoro płynów jest pięć a przegródki dwie, to zapowiada się problem. Postanowiłem przeczytać etykiety na butelkach. Może to coś wyjaśni?
Marzenia.......  byłoby zbyt pięknie.....
Na żadnej etykietce nie pisało, co to jest. Były, owszem, wielkie napisy typu Lenor, Persil, Silan, Vanish i Domestos. Na odwrocie adresy biur handlowych w szesnastu krajach i dziewięciu językach, ale żadnej informacji co to za płyn. Skąd zwykły facet ma wiedzieć? Wykluczyłem Domestos, bo po dokładnej analizie uznałem, że to nie płyn zmiękczający, a dezynfekujący. Może on do pierwszej przegródki? Być może skarpetki trzeba dezynfekować?
A pozostałe płyny? Czy dopisek pod nazwą Elegante Parfumelle lub Sensitive Natural, Albo Black Expert coś mi mają mówić?
Naturalny wydał mi się Black Expert zwłaszcza, że miał dopisek Black Fix Effect. Ogólnie oznacza, że czarny ekspert utrwala jakiś czarny efekt. Dobrze brzmi - pomyślałem. Coś jednak sprawiło, że postanowiłem zasięgnąć konsultacji.
- No co Ty! Persil Black, to przecież proszek do prania! Weź Lenor albo Silan. Który wolisz.
Proste? Proste! Trzeba tylko wiedzieć, że na płynach nie piszę się to płyn do płukania, a podaje się jego markę. Przecież na aparacie też nie pisze "Aparat do robienia zdjęć", tylko po prostu Canon czy Nikon. 
Dumny z odkrycia dokonałem siłą rozpędu drugiego. Zakrętka jest jednocześnie miarką. Rewelacja! Udoskonalili pomysł pana Zdzisia z Łazarza. Jak zaczyna z kolegami połówkę, to najpierw piją z nakrętki. Tylko przy wódce nakrętka jest mała i i operację trzeba za długo powtarzać, by płynu użyć wystarczająco.Kończą więc najdalej na trzeciej kolejce, dalej piją już z centrali.

Nalałem płynu ile trzeba (na wszelki wypadek uważając, by nie przekroczyć kreseczki MAX)
i.........
no właśnie.....
co dalej?
Pralkę trzeba ustawić i włączyć?
Ale jaki program?
Pamiętam dobrze, że na wszystkich ciuchach są etykietki, jak je prać. Wszystko buch - z pralki na podłogę. Wszystkie skarpetki na lewo i co???
Znów spisek! ANI JEDNEJ ETYKIETKI!!! - ktoś poobcinał? To skąd mam wiedzieć jak ustawić pralkę?
...........
- Bawełna 30 stopni - odpowiedziała zaspana córka....
- Dzięki kochana! :) - odpowiedziałem uradowany.
Postanowiłem już nie dręczyć więcej córki telefonami. W końcu co sobie o mnie pomyśli? 
Po chwili stoję przed pralką..... :(
Do grzmiącego pioruna! Która to bawełna i które 30%?????
Jak nazwa wskazuje, jest to wełna z barana albo bawoła, ale na żadnym obrazku nie ma zwierzęcia. Ani rogów, ani nic, co naprowadziłoby mnie na trop.
Poszukam w internecie. Bawełna to jednak roślina.... Wełna nie, wełna jest ze zwierząt. Jedwab robią owady, lycra i poliestry z ropy. Internet to potęga, jednak nic praktycznego o praniu...
Po pół godzinie utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że to spisek. Żadnych podpowiedzi! Znikąd pomocy. ech................ córka nie odbiera telefonu.......
Na programatorze jest kwiatek, ale czy należy tak właśnie ustawić program?  W końcu piorę wszystkie moje skarpetki. A to wielki skarb!
Na szczęście było jeszcze przed 21. Wrodzona zaradność skierowała moje myśli w kierunku sklepu, w którym kiedyś kupiliśmy pralkę. Duży sklep, kompetentny sprzedawca, na pewno wtajemniczony w spisek. Dzwonię.
- Poproszę ze stoiskiem z pralkami - czekam......
- Tak słucham? - słyszę męski głos.
- Witam, jakiś czas temu kupiłem u Was pralkę marki XXX. - Tłumaczę w kilku zdaniach całą sytuację. - Gdzie jest program BAWEŁNA 30%?
Cisza......
W końcu słyszę:
- Hmmmmm..... bawełna? nie jest napisane? no faktycznie, na innych też nie jest. Chwileczkę, poproszę kogoś z kierownictwa - Na szczęście kierownictwo musiało być niedaleko.
- Witam.... - tłumaczę drugi raz...
Znów cisza, tym razem prawie słyszę przez słuchawkę zmieszanie. I wreszcie:
- Proszę przeczytać instrukcję. Producenci różnie oznaczają....
- Ale ja nie mam instrukcji, żona gdzieś wsadziła....
- To przykre, może pan ją zapyta?
- Jasne. Będę na drugi koniec świata dzwonić, by zapytać się gdzie jest program Bawełna 30% do prania skarpetek? Proszę, niech pan się jakiejś kobiety zapyta, one to wiedzą na pewno.
Kierownik był twardy. Przetrzymał mnie kilka minut, po czym oświadczył, że znalazł instrukcję.
Byłem uratowany! :) Powiedział dokładnie który to program, a ja poprzyciskałem jeszcze kilka klawiszy dla sprawdzenia i udało się włączyć pralkę. Ba! Odkryłem, że ma ona samowyzwalacz z różnym opóźnieniem. Ja w aparacie też mam, ale tylko 10 sekund...... :(
Skarpetki się cichutko prały, a ja postanowiłem złapać byka za rogi i brnąć dalej....

Teraz przyszła kolej na ostatnią parę, skarpetek. Specjalnych - terenowych. Z wełny merynosa. Termoaktywnych i cudownie ciepłych. Oddychających i wchłaniających wszystko. Podobno nawet po kilku dniach wędrówki można w zamkniętym schronisku bez obaw zdjąć buty przy ludziach.
Pamiętam doskonale, że pani, która mi je sprzedawała ostrzegała, że nie wolno prać ich razem z innymi. Wyłącznie pranie ręczne.
A ja w międzyczasie znalazłem instrukcję do pralki w internecie i w niej program "pranie ręczne".
Pobiegłem do pralki, wrzuciłem skarpetki do bębna i.....
...stwierdziłem, że jakiś debil projektował tę pralkę.
Nie da się prać w tak wymuszonej pozycji! W dodatku obie ręce na raz prawie nie wchodzą przez dziurę, a plecy to mi po dwóch minutach pękną. No i pralka przy otwartych drzwiach się nie włącza, więc nie ma w niej wody....
Stare sposoby są jednak najlepsze :) Miska i mydło.


poniedziałek, 3 września 2012

Niebo nad nami

Zaczął się wrzesień.
Pora zakasać rękawy i zabrać się do roboty.
Na początek jednak trzeba się porządnie pożegnać z latem. W tym roku wyjątkowo burzowym i... fotogenicznym :)

Oto mammutosy, forma chmur, zwykle powstająca pod szelfem burzowych układów MCS.
Może te nie są takie niesamowite jak w Stanach, ale są nasze - polskie :)


A to już zachód pod Łodzią.
Słoneczko pięknie wtedy zapracowało.
 

I na koniec dwa światy.
Wiem.....  może pierwszy plan na tych zdjęciach nie zapiera tchu, ale zwróćmy czasem uwagę na to, co nad nami. Może nie warto wciąż patrzeć pod nogi, w strachu przed potknięciem. Nie jest to warte utracenia rzeczy, które trwają tylko chwilę, a są tak niezwykłe... :) 


piątek, 24 sierpnia 2012

Moje 15cm

Moje ukochane narzędzie: 
Ma 15 cm.
I uwielbiam go!
Pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy.
Dzięki niemu, to, co ważne jest wyraźne, a czego nie chcę widzieć, pięknie się rozmywa. 
Dziś trudno mi sobie wyobrazić, że pewne rzeczy robię bez niego...

Zatem przedstawiam Wam:
mój 2,8/150mm macro
+ storczyk ozdobny - a dla tych co wpatrzą się dokładniej - znajdzie się też ptaszek - myślę, że to jakiś gołąb.
Też go widzicie? :)))

o! na tym zdjęciu nawet dwa ptaszki! Tak zdecydowanie głodne gołębie :)



A tu leci do karmnika :)

środa, 22 sierpnia 2012

Cyk, cyk, cykada....

Kto był w cieplejszych krajach, ten wie, jak wkurzyć potrafi ten owad.
Siedzi to to na drzewie i wydziera się przez calutki dzień.
W dodatku im goręcej - tym głośniej!
Zwariować idzie! 

A mało kto widział to hałaśliwe stworzenie.
Dla tych, którzy ciekawi - zdjęcie poniżej.
Długość od nosa do końca odwłoka - około 3 cm.


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Zlodowacenie

Po powrocie z ciepłych krajów trafiłem u nas na równie beznadziejną pogodę i marzę o szybkim zlodowaceniu.Bo 34stopnie to chyba lekka przesada?

Odkopuję więc zdjęcia z pory roku bardziej mi miłej, niż ta teraz.
Normalnie, mam ochotę schować się w zamrażalniku!
:)

i jak przypominam sobie, jak wtedy zmarzłem (było około 60 stopni mniej niż dziś), to aż mi się cieplej na duszy robi :)





a zdjęcia tatrzańskie...

niedziela, 19 sierpnia 2012

Chorwackie kamienie - Hvar

Obiecałem sobie, że nie będę zaniedbywał bloga....
i co?
Zrobiłem sobie wakacje..... :(
Ale już wróciłem :)

Na początek kilka kamieni z chorwackiej wyspy Hvar.






poniedziałek, 9 lipca 2012

Burzowo 2

Tak..... kiedyś burze przychodziły wieczorami.
A ostatnio wciąż grzmi w nocy.
Fajnie, bo nocne burzowe niebo wygląda jeszcze bardziej odlotowo!
I niefajnie, bo kiedy mam spać?

Ale i tak spać się nie da, więc po co siedzieć w domu. Można coś popstrykać....




sobota, 7 lipca 2012

Burzowo

W ciągu kilku ostatnich nocy przewalają się przez Poznań burze.
Nie pozwalają spać....
Wzbudzają we mnie jakiś niepokój
Wkradają się do głowy...

Spróbujcie kiedyś samotnie stanąć na środku wystającego w jezioro pomostu....
pośród piorunów....... :)




wtorek, 3 lipca 2012

Co mnie bierze?

Ktoś mi ostatnio zadał pytanie, co mnie bierze.
Niby proste, a jak trudno odpowiedzieć....
Pokazałbym mu kilka zdjęć, które mi się podobają.
Ale potem sobie pomyślałem, że to niekoniecznie te zdjęcia.

więc, co mnie bierze?

mam to już prawie na końcu języka...
i nie umiem wyrazić.......................

a Ciebie? co bierze? :)


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Storczyk

Mam znajomych, których fascynują storczyki.
Wprawdzie zachwycają się oni tymi prawdziwymi, rosnącymi na naszych łąkach. Jednak w znacznej większości wyglądają one jak rosnące w trawie wyciory.
Wczoraj mnie zachwycił kupiony w sklepie storczyk.
Nie wygląda jak wycior, raczej porównałbym go do czego innego... :)
W każdym razie piękny jest! :)





środa, 30 maja 2012

Rogalin

Rogalin to miejsce dla mnie święte.
Właśnie tam najczęściej robię zdjęcia.
Zastanawiam się, kiedy mi się znudzi i kiedy jadąc tam kolejny raz stwierdzę, że wszystko już zrobiłem.
A może to jest tak, jak z miłością.
Bycie razem nigdy się nie nudzi i każdy raz jest odkrywaniem siebie nawzajem, na nowo.

Oj... byleby mi żona nie zarzuciła, że ją zdradzam...... :)

dodałem etykietę Rogalin, by każdy kto chce, mógł to miejsce lepiej poznać.



wtorek, 8 maja 2012

Karkonosze


W długi majowy weekend wyjechałem z córkami w Karkonosze.
Przez całą drogę pogoda była do jazdy idealna (chmury, ale sucho).
Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się że zaczęło padać.
A trzeba było jeszcze przypiąć do siebie plecaki i dojść do schroniska.
Tego dnia każdy kto handlował kapokami, płaszczami i foliami przeciwdeszczowymi, zrobił dobry interes :)
My też kupiliśmy trzy worki przeciwdeszczowe po 10 zł każdy, z których jeden zaraz się podarł, drugi przedziurawił statyw, a trzeci założyła najmłodsza Zosia. Nie mam pojęcia, jak to dzieci robią, ale zawsze pod płaszczem jest więcej wody niż leci z nieba. W jej przypadku deszcz padał wybiórczo z góry na dół i z dołu do góry :)

Do schroniska dotarliśmy mokrzy i głodni, każdy zamówił co innego do zjedzenia, po czym ze smakiem spałaszowaliśmy nasze obiady. A deszcz wciąż padał... Pomyślałem, nie targałem ze sobą sprzętu, by leżał bezczynny. Chwyciłem więc statyw i pobiegłem nad pobliski staw. Zlewało się tam piekło z niebem...


Było piekielnie zimno, a niebo zlewało się z ziemią i skałami, stanowiąc swego rodzaju monolit.


Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć, ale zrobiło się ciemno i trzeba było wracać.


Kolejne dwa dni minęły na wyczekiwaniu światła, którego raz było za dużo a raz za mało.
Jedno zdjęcie przykładowe, bardziej środowiskowe niż inne, ale nie umiałem nic więcej zrobić :(
Calutki dzień na nogach z plecakiem i statywem na plecach i jedno zdjęcie:


Potem dopadła nas burza....


zamknięty szlak, lawina, powrót na około w środku nocy.......
zdjęć zero, za to przemokliśmy bardziej niż pierwszego dnia. Nasze stopy przypominały karpatkę :)))
(każdy, kto kiedyś chodził kilka godzin totalnie przemoknięty wie o czym mówię....)
- zdjęć nie mam :)

W ostatni dzień wyjazdu znów niebo zetknęło się z ziemią. Tym razem nie za pomocą deszczu, lecz mgły.
Zeszła po drabinie na ziemię i zapanowała wokół:


Gdzieś zawieszone w niej rosły drzewa....


A im niżej schodziliśmy, było coraz ciemniej i zdawało się, że nieba wokół jest coraz więcej:


Pozostała tylko nadzieja, że gdy wrócimy tu kolejny raz, góry będą czekały i pokażą nam inne swoje oblicze :)